Te slowa pisze z Verkali, gdzie trafilismy przedwczoraj przed polnoca. Tak pozno glownie dlatego, ze pociag, na ktory przesiadalismy zsie po drodze z Kumily spoznil sie jakies 2 i pol godziny. A w samym Kumily spedzilismy jedna noc, po ktorej pojechalismy na rejs malym statczkiem w rezerwacie Penjar. Start godzina 7.30. Piekne miejsce, jednak zwierzeta nie chcialy sie pokazywac na zawolanie. Gdzies w oddali stado bizonow. Na kikutach sterczacych z wody pni uschnietych drzew ptaki. Jeden super kolorowo blekitny. Ogolnie miejsce naprawde piekne, ale samo polowanie z aparatem na zwierzeta nieudane. Dopiero po wyjsciu z lodzi poruszenie. w odleglosci jakis 200-300m stado zloni. Straznicy uzbrojeni w strzelby nie pozwalaja podejsc blizej. Fotografuje z daleka, ale samo wrazenie warte przezycia. Potem jeszcze spotkanie z malpami. Gdy siegam do plecaka po jakies herbatniki zaraz podchodza bezczelnie pewne, wiec szybko zamykam plecvak. Jedna sprawdza zawartosc moej kieszeni szaarpiac za brzeg spodenek. Niedlugo potem przechodzi para. Facet zajada jakies chipsy. Nagle malpa dobiega do niego i skacze pociagajac za opakowanie. Wytraca mu z reki, a potm zbiera jedzenie. Calkowite zaskoczenie.
Tutaj gdzy w sobote poznym wieczorem wysiadamy z pociagu nie ma tuk tuka. Czekamy chwile razem z Lass-em z Kolonii. Podrozuje od polowy styczia, a wplanie ma rejs jachtem na Andamany za 6000rupii. Czekamy jakies 10 minut . W tym czasie widzimy dwa zlonie z odleglosci 5 metrow. Wracaja z pracy z kilkoma robotnikami. Drugi z nich jest potezny. Podjezdza motoryksza. Pierwsze co to kierowca prosi o papierosa. Potem wiezie nasza czworke z bagazami waskimi uliczkami z pelna, mozliwa dla pojazdu predkoscia. Momentami wydaje sie, ze przewrocimy sie na jednym z zakretow. Ale docieamy szczesliwie. Domek na plazy 800 rupii. Nastenego dnia rano widze klifowe wybrzeze. Klif jest cerwony a na jego skraju knajpki i miejsca noclegowe, od skromnych po akskluzywne. Na granicy klifu i plazy pelno smieci. Na samym piasku duzo bialych i Hindusow. Jedni ogladaja drugich. Straznicy-ratownicy upominaja gwizdkiem tych, ktorzy zapedzili sie w wodzie poza dozwolony obszar.
Wieczorem na choryzoncie kilkadziesiat swiatelek lodzi rybackich. Wyglada to filmowo. Do tego ksiezyc krotko po nowiu. Cieniutki sierp i cien palm - rodem z folderu biura podrozy.
Dzis chce hechac do Kaniakumari na sam poludniowy czubek Indii. Moe uda sie zobaczyc wschod slonca w tym swietym dla Hindusow miejscu.