...niestety nie siedzę przy oknie. Nie ma więc okazji podziwiać gór z wysoka, a pogoda akurat temu sprzyja. Za to obok mnie starsza pani z Nowego Jorku. Jest z większą grupą. Wycieczka. Była w Polsce. Mówi, że'm odważny decydując się na taki wyjazd samotnie, choć wspólnie rozwijając tą myśl dochodzimy do wniosku - bardziej świadczy to o odwadze, czy głupocie?
Lądujemy z około dwugodzinnym opóźnieniem. Taki był poślizg już w Delhi. Trochę mi to krzyżuje plany, bo myślałem jeszcze na miejscu załatwić TIMS i permit - pozwolenia konieczne na trekking w Himalajach. Zagaduję trójkę Niemców w nadziei, że wspólnie zamówimy taksówkę, ale nie bardzo są zainteresowani. Robię przedpłatę i wsiadam do samochodu. Obok kierowcy jeszcze facet z punktu "pre paid taxi", którego zagadałem na temat możliwości załatwienia potrzebnych formalności jeszcze dziś, by wyjść na trasę nazajutrz.Trasa do Thamel - dzielnicy Kathmandu będącej celem 90% turystów (choćby z uwagi na ilość hoteli, agencji trekkingowych, itp.) trwa w dużym ruchu ok 30 minut i kosztuje mnie 500 NPR (1USD = ok. 70 NPR). Na ulicach sporo osób ma osłony na nos i usta, podobne do tych, jakie ma chirurg przy operacji, chroniące przed kurzem, salinami. Trafiamy do Red Planet Hotel. Nocleg 600 NPR. Zgaduję się z właścicielem Nepal Vision - agencji organizującej m. in. trekkingi. Takich tu od groma. Idziemy do jego biura odległego o jakieś 200 m. Akurat nie ma prądu, a zmierzcha już i siedzimy w ciemnościach prawie. Pyta jakie mam ubranie, patrzy na moje buty (kiwa głową, że ok). Mówi, że na przełęczy, która ma być najwyższym punktem na trasie wokół masywu Annapura może być sporo śniegu, trudne warunki. Deklaruje, że jest w stanie zorganizować wszystko tak, bym jutro wyszedł na trasę. Wylicza koszty. Dzieli, mnoży na kalkulatorze. Targujemy się. W końcu ustalamy kwotę. Płacę. Próbuję piwo Everest. Umawiamy się, że o 10 rano pojawi się w hotelu mój przewodnik. Łatwo zasypiam.