Podroz przebiegla dosc spokojnie. Za sasiadke mialem dziewczynke z arbskiej (?) rodziny. zreszta bylo ich w sumie piecioro (rodzice i dwojka dzieci). Zachowywaly sie dosc spokojnie, ale to moze za sprawa bajek, ktore ogladaly. Ja ogladalem "Peapstin Joan", om kobiecie ktora sotala papierzem w IXw. Wersja w niezrozumialym dla mnie jezyku angielskim. Poza wyborem filmow, muzyki, koncertow mozna bylo sledzic przebieg lotu z podstawowymi jego parametrami (wysokosc lotu, predkosc, pozostaly dystans, itp.). Zaraz po pierwszej kola samolotu dotykaja plyty lotniska. Gdy wychodze na zewnatrz uderza fala goraca. W pierwszej chwili myslalem, ze promienieje od silnikow, ale to tylko normalna noc w Mumbai. 26 stopni i duza wilgotnosc.
Na bagaze czekamy ok. 30 minut. Potem wymieniam 50USD po kursie 43 rupie. Pare krokow dalej "biuro" pre paid taxi. 450 rupii przejazd na Victoria Railway Station (bez klimatyzacji). Miescimy sie do srodka malej Taty. Szyby szybko paruja, a ja oblewam sie potem. Sciagam bluze i uchylam szybe. Troche lepiej. Kilkaset metrow po wyruszeniu taksowkarz zatrzymuje sie i wychodzi na 3 minuty z samochodu. W tym czasie z ngla pojawiaja sie dwie kobiety z malymi dziecmi na rekach i prosz o jalmuzne. Pozostajemy twardzi w slad za przeczytanymi wczesniej poradami.
Przejazd trwa ok. 40 minut w tempie dosc szybkim. Potwierdza sie czeste uzycie klaksonu i "zielona fala" - czerwony dla kierowcy nie istnieje. Momantami miasto wyglada, jakby wcale nie byl to srodek nocy. Brzegiem jezdni ciagna tlumy., Wiele spiacych na chodniku, pod zaparkowanymi na skraju autobusami. Mijamy miejsce targu, chyba, bo grupa ludzi dyuskutuje przy tobolach z jakims zielskiem. Chyba to koper, jesli wierzyc nosowi. Zapachy zreszta sa stale inne. Juz na lotnisku taki, jak z otwartej po latach szafy babci. Mieszajace sie obrazy, zapachy, odglosy... To pierwsze wrazenia.
Po dotarciu do celu okazuje sie, ze od. 3:10 do 5:10 nie bedziemy czekac sami pociag. Caly holl drorca wypalniaja ludzie. Glownie lezacy na posdzce. Idziemy w ich slady chcac podswiadomie wtopic sie w tlum, ale i tak powszechnie przykuwamy uwage po prostu samym byciem. U sufitu hucza wiatraki. Gdyby nie one bylaby tu niezla sauna.
ten wpis uzupelnie - mam nadzieje.
Jest sroda 11.03. godzina 13.00. pisze z kafejki w Gokarna, ale wroce jeszcze do tego, co dzialo sie wczesniej.
W oczekiwaniu na pociag w strone Goa, nagle spore zamieszanie. Podnosi sie mniej wiecej poowa z ocekujacych i biegiem w strone wejscia na jeden z peronow. Na poczatku wyglada to na jeden wielki chaos, ale z kotlujacego tlumu tworzy sie calkiem zgrabna i spokojna kolejka. Czy tak to bedzie wygladalo w przypadku naszego pociagu? Idziemy sprawdzic na peron 10 i okazuje sie, ze nasz juz stoi. Szukamy swoich nazwisk na listach w gablocie na peronie. Okazuje sie, ze to listy rezerwowe. Nasze nazwiska znajdujemy wydruku naklejonym przy wejsciu do jednego z wagonow.
Wsiadamy. Warunki calkiem znosne. Miejsca na nogi wiecej niz w samolocie. U sufitu wiatraki. Zajmujemy swoje miejsca. Nr 80 i 83 - w jednym rzedzie przy oknach. U sufitu dwa rzedy wiatrakow. W trakcie podrozy uruchomione wszystkie. Teraz do Margao.