Geoblog.pl    bako55    Podróże    Indie południowe - marzec 2010 r.    Jazda bez trzymanki
Zwiń mapę
2010
28
mar

Jazda bez trzymanki

 
Indie
Indie, Mumbai
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 9981 km
 
Dzis rano 5.30 msza w jezyku Malyalam (stan Kerala) a potem Mumbai. Jesli nie jechales w niedzielnym, wieczornym szczycie ryksza po Mumbai z muzulmanskim kierowca, z puszczona na ful muzyka, nie wiesz, co to szalenstwo na drodze.
Parki pelne ludzi, calych rodzin, mlodych i starych grajacych w krykieta. Czynne targi z super jedzeniem, sokami i wszystkim co mozna sobie wyobrazic.
Ale od początku:
Klimatyzowanym autobusem (na tej trasie funkcjonuje od miesiąca), w towarzystwie kilku osób (w tym Hinduska-albonoska) dojeżdżamy na lotnisko. Im bliżej niego tym więcej reklam i dużych bilbordów. Skoda, Audi, itp. Przy wysiadaniu kolejny szok termiczny. Do gmachu możemy wejść po kontroli pokazując ważną rezerwację na lot. Na samolot przychodzi nam czekać dobre 2 godziny. W tym czasie można zaobserwować ciekawe scenki. Na przykład automat do kawy, który extra obsługuje pani. Ta obsługa polega na wciśnięciu odpowiedniego guzika, zgodnie z życzeniem klienta. W sumie logika wskazuje na to, że mogłoby tam jej nie być i sam mógłbym ten guzik wcisnąć, ale… Definicja logiki jest tutaj czasem inna. W końcu tylu ludziom trzeba dać pracę. W drugiej części Sali, po odprawie podobny automat i podobna pani wciskająca guziki.
Do Mumbai lecimy samolotem tanich linii krajowych spicejet. Lot trwa godzinę z kawałkiem. Po wyjściu z terminalu czekamy, aż przyjadą nas odebrać. Chłopak z hostelu, który zarezerwowaliśmy. To czekanie trwa jakieś 30minut. W tym czasie podchodzi do nas wielu „życzliwych” proponując miejsca noclegowe. Przy okazji chcą od nas wyciągnąć, gdzie mamy rezerwację. Przekonują,. Że już nikt nie przyjedzie, skoro tak długo ich nie ma. Dzwonimy i jest potwierdzenie, że zaraz ktoś po nas podjedzie. I faktycznie w ciągu 10 minut podchodzi chłopak i nas zabiera. Miejsce dość przytulne, niedaleko (ok. 7km) od lotniska, na obrzeżach miasta. Pokoik mały, ale pierwszy tu, w którym jest Klima. Potem w nocy wyłączona i zastępuje ją wiatrak, do którego człowiek się przyzwyczaił już. Zostawiamy bagaże i jedziemy do miasta.
Rykszą podjeżdżamy kilka kilometrów do stacji kolejki Anderi. Prawie pustym wagonem dojeżdżamy do Churchgate. To już Colaba, dzielnica Mumbai. Trafiamy do McDonald;s na lody. Przy wejściu pani w mundurze sprawdza zawartość plecaka. Względy bezpieczeństwa – rozumiem. Potem droga do lady i kas prowadzi labiryntem ustawionych barierek. Przy końcu chłopak przyjmuje zamówienie i wypisuje je na gotowym blankiecie. Z nim podchodzi się do kas, płaci i odbiera zamówienie. Znowu praca dla kolejnego Hindusa. Za dużego loda z polewą truskawkową płącę 45 rupii. Nawet nie wiem, jak to wypada z tym co u nas w kraju. Restauracja jest przy Mahendra Chambers w Fort, vis a vis Victoria Terminal. Zatoczyliśmy wiec koło. Tu, ponad trzy tygodnie temu, rozpoczynałem poznawanie południowych Indii czekajać na pociag do Goa. Sam budynek dworca teraz dopiero mogę podziwać w całej okazałości z właściwego dystansu. Wspaniała budowla
Potem kierujemy się w stronę Wrót Indii. po drodze mija się kolejne parki Muzeum Księcia Walii. Stoiska z pamiątkami, sokiem z trzciny cukrowej. Przy jednym z nich ciekawy obrazek. na chodniku obok jeden ze sprzedawców kruszy bryłę lodu. Kolejna jest jeszcze na bagażniku roweru. Blok o wymiarach ok. 60x30x20cm. W końcu widać zarys słynnej budowli, którą wcześniej wiele razy widziałem na zdjęciach. Jest na skraju wybrzeża-promenady. Odczytuję napis nad łukiem. „Dla uczczenia przybycia do Indii króla Jerzego V i królowej Małgorzaty dnia 2 grudnia 1911 roku”. Wokół sporo sprzedawców oferujących pamiątki dość kiczowate. Wiatraczki, fujarki, bębenki, … Sprzedający orzeszki prażone, czai. Proponujący zrobienie zdjęcia, miejsce w hotelu, haszysz. Ale i tak myślałem, że będzie tu gorzej, że ciężko będzie się od nich opędzić. Na ulicy bryczki na kształt karety – srebrzone, super kicz. Folklor. I dwa hotele. Taj Mahal Palace & Tower. Super limuzyny i szejkowie. Dużo ochraniarzy i wojskowych.
Potem Marine Driver i promenada biegnąca wzdłuż zatoki. Sporo turystów i autochtonów siedzących na murku, lub spacerujących. Rzadko można spotkać kogoś w tradycyjnym stroju. za to niektórzy uskuteczniają jogging odizolowani od gwaru słuchawkami w uszach. Zapada zmrok i zapalają się uliczne latarnie tworząc ciekawy widok. Podobno nazywa się „naszyjnik królowej”. cos w tym jest. Przysiada się do mnie grupa chłopców, gdzieś 20-latków. Trochę z dystansem zaczynam z nimi rozmowę, bo nie jestem pewien ich intencji, ale są po prostu ciekawi. Tyle, że nie bardzo wiedzą co to jest Europa, nie wspominając już o samej Polsce. Wracamy pustą prawie kolejką do Anders. Tam wtapiamy się jeszcze w tłum wśród licznych straganów z jedzeniem, przekąskami, sokami świeżo wyciśniętych owoców, ubrań, zegarków, dezodorantów, perfum,.. Miasto prawdziwie tętniące życiem.

.............
Wiem. Pisalem dopiero co, jak wielki ruch panuje w Mumbai w niedzielny wieczor. Nie jest to jednak ekstremum. O tym, że moze byc gorzej przekonalem sie wczoraj, czyli w normalnym dniu tygodnia, kiedy mlodziez ma szkole, a dorosli spiesza do i z pracy. W recepcji Anjali Inn
Plot No. 15, Sag Baug
Behind Mahalaxmi Again Restaurant
Andheri-Kurla Road,
Marol, Sakinaka, Mumbai – 400 059
Tel: 2851 7591
(polecam jako nocleg w Mumbai; 2000rupii dwojka, czysty pokoj z lazienka z klima; w cenie transport z i na lotnisko) powiedzieli, by raczej nie jechac do miasta w godzinach 8-11, czyli w czasie porannego szczytu. Wyszlismy po 7, ale i tak w kolejce miejskiej (z dworca Andheri do Churchgate) tlumy. Drzwi sie nie zamykaja i na stopniach wejsciowych staoja uczepieni czegokolwiek pasazerowie. Juz przed kolejnym przystankiem z odpowienim wyprzedzeniem trwaja wewnatrz przetasowania. Wysiadajacy przesuwaja sie do wyjscia i opuszczaja pociag blyskawicznie (pierwsi jeszcze przed jego zupelnym zatrzymaniem). Wsiadanie tez odbywa sie bardzo szybko. Nas wpuscili przed soba. Ulice miasta sa koloru czarno-zoltego (w te kolory malowane sa ryksze i zdecydowana wiekszosc taksowek) od rzeki pojazdow. Pojazdy mijaja sie tu na centyetry. Podobnie zreszta sa zaparkowane. Odcinek z hostalu na dworzec kolejki pokonujemy ryksza. Dzien wczesniej na tej trasie widzialem uszkodzona plyte przykrywajaca studzienke w jezdni. Teraz plyty juz nie ma. Jest za to dziura. Jakis 1,0x0,5m niczym nie zabezpieczona. na srodku drogi, ktora ruch w jednym kierunku odbywa sie po 4 pasach nie wyznaczonych bynajmniej farba, ale ustalanych na biezaco przez kierowcow. Jeszcze raz rzut oka na Wrota Indii i hotel Taj Mahal. Wokol policja z karabinami maszynowymi. Na morzu, na horyzoncie maszty platformy wiertniczej - poczatek pol naftowych. Katedra Św. Tomasza pelna epitafiow zolnierzy, oficerow brytyjskich i ich rodzin, z kamienna chrzcielnica w nawie glownej. Wiezowce Tata i Indian Arlines, bogata architektura Uniwersytetu i Victoria Railwey Stations, parki zielone i opustoszale po niedzieli, targi pelne wszystkich towarow i zapachow kadzidla, owocow, warzyw, kwiatow, odchodow, gnijacych odpadkow, ulicznych kuchni, przypraw... Chor Bazar, Zaveri Bazar... Wytchnienie daje mala restauracyjka i znowu wspaniale jedzenie.
.........
trochę problemów mamy z powrotem. to znaczy ze znalezieniem rykszy z dworca Andrei do naszego hotelu. mimo całego mnóstwa dookoła mało który kierowca, kojarzy miejsce naszego noclegu. w końcu jeden oferuje, że zawiezie nas za 120rupii (wcześniej płaciliśmy za tą trasę 40). Ja protestuję, ale w końcu stajemy przy 100 rupiach i wsiadamy. Spod dworca ciężko wyjechać. główną ulicą rzeka, Amazonka pojazdów. Nasz kierowca coś śpiewa, zaczepia kolegów w czekających obok rykszach, rozgląda się, cos majaczy, jakby był naćpany. Nie bardzo wie, gdzie ma jechać chyba. W końcu po słownych przepychankach odnośnie ceny (znowu chce więcej) i upewnieniu się, że tak naprawdę, to on nie wie, gdzie jechać, wysiadamy. Wracamy parę kroków pod dworzec kolejki i przez 10-15 minut próbujemy kogoś złapać. Nic z tego. Albo nie ma wolnego tuk-tuka, albo kierowca nie ma pojęcia, gdzie jest nasz Anjali Inn. I znowu pojawia się nasz „naćpany” kierowca. Decydujemy się jechać z nim. Dość chaotyczna to podróż, ale po drodze, pytając policjantów, kolegów po fachu w końcu chyba wie, gdzie ma jechać. W każdym razie podróż o tej porze to przeżycie ekstremalne i ciekawe. Mijamy się z innymi na centymetry. grubość lakieru. W końcu w całości trafiamy na miejsce. Bierzemy bety (pomagają nam chłopaki przenieść bagaże do samochodu) i odwożą nas na lotnisko. Czekamy tu ponad 3 godziny i w końcu wsiadamy do samolotu.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (20)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (1)
! Możliwość dodawania komentarzy do tej podróży została wyłączona przez właściciela profilu
Marta
Marta - 2010-04-03 21:24
Paweł, Ty jeszcze musisz odbyc jakąś podróż, bo fajnie piszesz :)
A co do kokosów, to ja nie wiedziałam, że są taaakie ciężkie!
 
 
zwiedził 2% świata (4 państwa)
Zasoby: 47 wpisów47 13 komentarzy13 562 zdjęcia562 0 plików multimedialnych0